sobota, 22 listopada 2014

Rozdział 5

      Zarzuciłam mu ręce na szyje, a on złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie składając delikatny pocałunek.
-To tylko jeden dzień, a nie wiesz jak się stęskniłem.- od dziś zostały ostatni tydzień szkoły. Justin przyjechał po mnie jak zwykle rano. Wczoraj nie widzieliśmy się bo nagle tata postanowił, że chce się ze mną spotkać. Nie byłam przekonana, ale zdecydowałam się ze względu na Justina. Namawiał mnie do tego tak samo jak mama, ale jej argumenty za bardzo mnie nie przekonywały. Dziwnie się zachowywała, strasznie jej zależało, żebyśmy się spotkali. Było nawet okey, tata był miły. Próbuje się chyba ze mną dogadać, ale jak dla mnie to za późno się obudził. Skąd ta zmiana skoro wcześniej nie miał dla mnie czasu?
-Ja tak samo- pocałował mnie jeszcze raz i otworzył drzwi od strony pasażera. Wsiadłam a on za moment zajął miejsce kierowcy.
-Jak minęło spotkanie z tatą?- domyślałam się, że będziemy o tym rozmawiać, ale cieszyłam się, że droga do szkoły jest krótka.
-Był inny. Miły, za bardzo miły, nie znałam go takiego.
-Może zrozumiał swój błąd.
-Już na to za późno.
-Meg, nigdy nie jest na to za późno. Nie skreślaj go.
-Nie rozumiem dlaczego mama tak bardzo chciała tego spotkania, była za nim. On też o niej rozmawiał. Chyba się zaczęli dogadywać.
-To chyba dobrze, nie o to chodzi?
-Nie. Już raz dawał mu szansę, na jakiś czas było ok.
-Wszystko się jakoś ułoży.- wypowiedział ostatnie zdanie i zgasił silnik parkując przed szkołą. Wysiedliśmy z auta i skierowaliśmy się w stronę drzwi wejściowych budynku. Justin złapał mnie za dłoń i zgrabnie splątał nasze palce. Spojrzałam na nasze dłonie po czym na niego. uśmiechnął się do mnie a ja odpowiedziałam mu tym samym. Bałam się. Czego? Nie wiem, ale zastanawiałam się jak wszyscy na nas zareagują. A życzeniem na dziś było po prostu nie natknąć się na rudą. Czułam na sobie setki oczu. Ludzie gapili się jakby wcześniej nas nie widzieli. Gdy weszliśmy do środka akurat zadzwonił dzwonek na lekcję.
-Widzimy się na lunchu. Będę o Tobie myślał- Położył dłoń na moim policzku i delikatnie jakbym była ze szkła pocałował. Większość jego zajęć odbywa się w innej części budynku, odległej od mojej więc widzimy się prawie tylko na lunchu, krótkie przerwy są zbyt krótkie.
-Co to było?- Lisa wstrząśnięta tym co właśnie zobaczyła podeszła i złapała mnie za ramiona.
-To co widziałaś- Uśmiechnęłam się zadowolona, ale gdy spojrzałam w stronę Justina by odprowadzić go wzrokiem, zauważyłam, że podeszła do niego w dobrym humorze Lily. Czego ona od niego chciała? Niestety musiałam wejść na zajęcia. Całe 45 minut przegadałyśmy. Opowiedziałam wszystko Lisie. O sobocie spędzonej z Justinem i niedzieli spędzonej z tatą. U niej też sporo się działo, chodź nie było to dość dobre, żeby równało się z moim. Aż do lunchu myślałam o Justinie i o rudej. Czego ona od niego chciała? siedząc przy stoliku co chwilę rozglądałam się szukając Justina. Ta kanapka jakoś mi nie wchodziła.
-Cześć piękna- odwróciłam się szybko reagując na głos anioła, którego oczekiwałam. Zajął miejsce obok mnie, a ja nie miałam zamiaru o nią pytać.
-To było do przewidzenia, że będziecie razem, jesteście dla siebie stworzeni. Dawałam Wam w sumie jeszcze dwa tygodnie- Lisa zawsze jest taka rozgadana, że aż czasami nie chce się jej po prostu słuchać. Justin uśmiechnął się i wziął do ręki frytkę by przyłożyć mi ją do ust. Złożył mi ponownie pocałunek, uwielbiałam to.
-Ups! Chyba jest ktoś, kto nie jest z tego do końca zadowolony- Lisa wskazała nam machnięciem głowy coś za nami i równo się odwróciliśmy. Lily, patrzyła na nas wściekłym wzrokiem po czym ruszyła wyprostowana przed siebie. Jej wysokie buty stukały o podłogę a włosy falowały za nią, nie bardzo nadążając. Tego chyba nie spodziewała się zobaczyć. Spojrzałam zdezorientowana na Justina, ale on tylko uśmiechnął się zadowolony.
-Podeszła dziś i jakby nigdy nic chciała porozmawiać- mówił między przerwami w konsumowaniu. Wydawał się jakoś tym nie przejmować. Dawał po sobie poznać, że było to do przewidzenia.
-I co Ty na to?- nie popatrzałam na niego, tylko popijając sok czekałam na odpowiedź.
-To co właśnie zobaczyła, potwierdziło tylko moje słowa.- uśmiechnęłam się i spojrzałam na niego. Od teraz plan jest taki: nie przejmować się całą resztą świata. Teraz jedną z tych najważniejszych jest Jus. I na tym muszę się skupić. Zaraz koniec roku szkolnego i będzie tylko jeszcze lepiej.
-Muszę lecieć, mam w-f, nie zdążę się przebrać.- złapałam szybko za torbę i podniosłam się z miejsca, gdy spojrzałam na zegarek Justina. Przerwa dobiegała końca.
-Czekaj, odprowadzę Cię- Jus ruszył za mną dotrzymując mi po sekundzie równego kroku.
-Mama wymyśliła sobie nagle jakąś wycieczkę- pozwoliłam sobie urządzić jeszcze małą pogawędkę w drodze do szatni.
-Kiedy? Jedziesz?- zaczął mnie uważnie słuchać i złapał za mą dłoń, żeby splątać nasze palce.
-W weekend. Nie wiem co się z nią ostatnio dzieję. Tak jest od kilku dni.
-Ale nie rozumiem co w tym dziwnego.- no tak.
-Justin, Ona chce jechać tam z ojcem. I jego synem.- byliśmy pod szatniami więc zatrzymaliśmy się i stanęliśmy na przeciwko siebie.
-Porozmawiaj z nią.
-Pogadamy po szkole ok? Spotkamy się?
-No jasne- uśmiechnął się do mnie trosko i robiąc dwa małe kroki do przodu przygniótł mnie do ściany. Oparł lewą rękę o ścianę tuz obok mojej głowy, a drugą na wysokości mojego ramienia. Tajemniczo wpatrywał się w moje oczy i wyczuwałam, że dąży do pocałunku. Złapałam za jego koszule lekko ją gniotąc i przyciągnęłam do siebie. Pocałowałam i robiąc unik pod jego ręką znalazłam się już za chwilę za nim. Odwrócił się i z uśmiechem obserwował jak znikam za ścianą. Przebrałam się z prędkością światła i wyszłam na korytarz kierując się w stronę sali.
-Au- podniosłam głowę gdy poczułam jak mocno ktoś odbił się ode mnie ramieniem w chwili gdy wiązałam sznureczek od spodenek. Zobaczyłam twarz, której w zasadzie się spodziewałam.
-Patrz jak łazisz- ruda stanęła przede mną zakładając ręce na klatce piersiowej.
-To chyba Ty powinnaś uważać- powiedziałam i wyminęłam ją nie zwracając uwagi na jej osobę. Lecz zanim zdążyłam się wystarczająco oddalić złapała mnie dość mocno za łokieć. Wyrwałam rękę powodując lekkie zachwianie.
-Widzę, że nie słuchasz co się do Ciebie mówi- wyglądała jakby miała zamiar mi zaraz przywalić.
-Słucham?- mój ton ją nieco wkurzył. Łatwo było ją wkurzyć, lub wyprowadzić z równowagi. Z jednej strony było to korzystne, dla mnie.
-Miałaś się trzymać od niego z daleka.- mówiąc to przysunęła się do mnie. Zbyt za blisko.
-Przykro mi jeśli nie rozumiesz, że Ty i on to przeszłość. I daj nam spokój.- miałam zamiar odwrócić się i po prostu stamtąd odejść, ale ruda popchnęła mnie. Nie chciałam jej odpuszczać i poszłam w jej ślady. W tym momencie na korytarzu zjawiła się Lisa.
-Meg!- podbiegła do nas i próbując nas rozdzielić stanęła między nami. Mimo to Lilly i tak próbowała mnie sięgnąć.
-Co tu się dzieję?! W tej chwili na salę- nauczycielka szybko zainterweniowała i kazała nam się rozejść. Co za suka. Nie wiem jeszcze na jakiej podstawie trenerka dała nas do jednej drużyny w siatkówkę. Ruda co chwilę na mnie wpadała. Specjalnie. Pani Berry nie raz uspakajała nas na boisku. Ale nie mogło dobrze się skończyć. Piłka leciała ewidentnie w moją stronę więc miałam zamiar ją odebrać. I nagle poczułam jak ląduje na podłodze. Ale poczułam także cholerny ból w kostce.
-Meg!- w jednej chwili podbiegł do mnie Nick. Pomógł mi wstać, a na sali pojawiła się trenerka.
-Nick, pomożesz zaprowadzić Meg po pielęgniarki? Lilly, Ty idziesz razem z nami.
-Jasne- powiedział Nick łapiąc mnie w pasie.
-Dzięki, ale dam sobie radę- nie chciałam, żeby mnie dotykał. Taj jak sobie życzyłam puścił mnie, ale w jednej chwili zdążył mnie ponownie złapać, chroniąc przed upadkiem.
      Usiadłam na łóżko w gabinecie pielęgniarki. Była ze mną trenerka i Lilly. Słusznie stwierdziła, że to wina rudej, więc miała stawić się u dyrektora.
-Masz tu poczekać, ja zaraz wracam- trenerka rozkazała Lilly i zostawiła mnie z nią w gabinecie. Nie byłam w stanie ruszyć kostką gdy pielęgniarka za nią złapała. W tym momencie bez pukania ktoś wparował do gabinetu.
-Meg, nic Ci nie jest?- zmartwiony Justin w sekundzie znalazł się obok mnie. Złapał moją twarz w oby dwie dłonie i zaczął rozglądać się co mi dolega. - Co się stało?
-Kostka. Ale co Ty tu robisz, dlaczego zrywasz się z zajęć?- ruda przyglądała się nam. W jej oczach widać było smutek. Przyglądała się jak Justin obdarza mnie troską, martwi się o mnie. odwrócił się nagle w jej stronę i wstał. Podszedł do niej i gwałtownie złapał ją za łokieć. Wyszedł z nią za drzwi. Słychać było, że się kłócili ale nie mogłam za bardzo się skupić na tym co mówili, bo pielęgniarka zadawała mi pytania.
-Boli, gdy tu dotykam?- teraz to dopiero poczułam ból
-Yhym
-Będziesz musiała jechać do szpitala, na kontrolę.
-To konieczne?- trochę się przeraziłam. Nie lubię szpitali. W tym momencie wrócił Justin.
-Zawieziemy Meg do szpitala, a Ty możesz wracać na lekcje.- pielęgniarka grzecznie zwróciła się do Justina.
-Nie. Ja to zrobię, zawiozę Meg.- on już za to nie był do końca grzeczny. Był zły.
-Chodź- Podszedł do mnie i wziął na ręce. W ciszy szliśmy przez szkolny korytarz.
-Puść mnie, dam sobie radę. Nie musisz mnie dźwigać. - miał kamienną twarz, chciałam cokolwiek powiedzieć.
-To akurat najmniejszy problem.- na jego twarzy pojawił się uśmiech, ale zaraz zniknął.
-Jesteś zły na mnie?- nie odpowiedział, tylko obchodząc się ze mną jak ze szkłem posadził w aucie.
-Sama to zrobię- zabrałam mu z rąk pas i sama bez jego pomocy się zapięłam. Zapomniał chyba, że ręce to ja mam sprawne. Zamknął drzwi i po chwili znalazł się na miejscu kierowcy. Ja nadal czekałam na odpowiedź. Spojrzałam na niego. On także.
-Nie- powiedział i nachylił się w moją stronę aby złożyć na moich ustach pocałunek. Nie był zły. Ale miałam inne wrażenie. Ruszyliśmy.- Po co wdawałaś się z nią w dyskusje?
-Ale to ona zaczęła. Zaczepiła mnie na korytarzu. Jak miałam nie zareagować?-spojrzał w lusterko unikając mojego wzroku.- A więc to o to chodzi?
-Wiedziałem, ze będą z nią problemy.
-Ale czym się martwisz?
-Nie chcę...- zatrzymał się pod szpitalem.
-Czego nie chcesz?
-Żeby te jej gierki miały wpływ na jakiekolwiek twoje decyzje- spojrzałam na niego pytającym wzrokiem marszcząc przy tym brwi.- Zdaje sobie sprawę, że to męczące, te jej zagrania. Nie chce, żebyś się poddała ze względu na nią. - wysiadł z auta i otworzył moje drzwi. Wziął mnie ponownie na ręce i zaniósł do środka. Lekarz został już poinformowany przez pielęgniarkę, więc wskazał moją sale i nakazał Justinowi mnie tam zanieść.
-Jeśli myślisz, że zamierzam się poddać i stchórzyć ze względu na nią to się myślisz. Chcę z Tobą być, przecież wiesz. Nic się nie zmieniło. -  położył mnie na łóżku i spojrzał w oczy. Na szczęście uśmiechnął się.
-Będę czekał za drzwiami- powiedział i pocałował czule w czoło. Odprowadzony moim wzrokiem wyszedł z sali.

      Gdy wyszłam z sali przy pomocy kul, Justin natychmiast ruszył z miejsca.
-To nic takiego. Na szczęście nie jest to złamanie, ale Meg powinna kilka dni nie nadużywać nogi- urocza pani uśmiechnęła się do Justina, a on odwzajemnił uśmiech z widoczną ulgą na twarzy.
-Dziękuje- powiedział szczerze jednocześnie żegnając się lekarzem. -Trzymaj.- Justin złapał mnie za łokieć i zabrał z rąk jedną kulę. Trzymałam je teraz w jednej ręce a Justin wziął mnie na ręce. Obięłam jego szyję uważając aby nie przywalić mu kulami w głowę.
-Dziękuje, nie musiałeś mnie tu przywozić.
-Dobrze wiesz, że musiałem.- uśmiechnął się i prawym ramieniem mocno popchnął drzwi. Znaleźliśmy się na zewnątrz. Ostrożnie postawił mnie na ziemi obok auta i otworzył mi drzwi. Wsiadłam do auta.
-Zobaczymy się dziś po południu?-  na samą myśl, że mam nie wychodzić kilka dni i się z nim nie widzieć robi mi się smutno.
-Oczywiście, że tak. Nie mogę pozwolić Ci zanudzić się na śmierć. Muszę tylko coś załatwić i jak tylko będę mógł, przyjadę.-spojrzał na zegarek na ręce i położył dłoń na moim kolanie, lekko potarł zabierając ją po chwili na kierownice. Ciekawe co takiego ma do załatwienia.
-Nie wracasz do szkoły?
-Nie
      Och?
-Powinieneś.- głupio mi.
-Twoja mama jest w domu? Wie co się stało?- całkiem zapomniałam o mamie. Muszę jej powiedzieć, nie chcę jej zamartwiać.
-Nie.- spojrzał na mnie z przymrużonymi oczami. - Będzie się martwić, powiem jej jak wróci do domu.

      Justin odwiózł mnie do domu. Mama jeszcze nie wróciła. Ale zaraz powinna być. Noga nie boli mnie wcale tak mocno. Ja zawsze muszę wpaść w jakieś gówno. On zawsze będzie mnie z niego wyciągał?
-Meg?- usłyszałam zdenerwowany głos mamy. Wpadła do kuchni jak poparzona.
-Jestem tutaj.
-Dziecko, nic Ci nie jest?- złapała mnie za ramiona i odsunęła się na krok ode mnie.
-Wszystko dobrze. Dzwonili ze szkoły?
-Przecież nie powinnaś chodzić. Zrobię Ci coś do jedzenia. - włączyłam tv w salonie i wygodnie się rozsiadłam. Mama zrobiła ciepłe kakao.
 
      Była już 19:00 a Justina jeszcze nie było. Może jest zajęty i nie ma czasu, ok. Wzięłam gorącą kąpiel, włożyłam na siebie granatową koszulę i wskoczyłam na łóżko pod kołdrę. W tv leciał jakiś miłosny film. Zaciekawił mnie. Rozstania są nieuniknione. To zawsze musi się wydarzyć. Ale i tak się kochają i dlatego skończy się happy endem. Ktoś zapukał delikatnie do drzwi. Mama tak nie puka.
-Proszę- uśmiechnęłam się i wzięłam do ręki pilota, aby ściszyć.
-Jak czuje się moja królewna?- Justin podszedł do mojego łóżka i siadł na jego skraju. Przywitał się ze mną delikatnym pocałunkiem.
-Naprawdę dobrze, co tam masz?- naprawdę dobrze, ponieważ go widzę. Postawił coś na moim biurku zanim jeszcze usiadł.
-Lody, twoje ulubione. Tak na poprawę humoru.- nie zna moich ulubionych lodów.
-Skąd wiesz?
-Twoja mama, dała nam łyżeczki. - Był w tak dobrym humorze. Czy też tak reaguje na mój widok, jak na jego?
-Ona Ci powiedziała? Widziałeś się z nią?- musieli się widzieć. Gdy tylko weszła do domu wiedziała przecież, że coś się stało. - To Ty powiedziałeś jej o nodze?- kiedy to zrobił? I dlaczego? Przecież mówiłam, że sama jej o tym powiem. Byłam zbulwersowana? Dlaczego nie dociera do niego co mówię i jak w ogóle mógł coś takiego zrobić?
-Wiesz, że się o Ciebie martwię.- nachylił się i złożył na moich ustach kolejny nieziemski pocałunek. Za każdym razem czułam tą atmosferę między nami. To było coś innego niż podczas zwykłej rozmowy. No i pojawiały się motyle. Tysiące motyli. I w jaki sposób można byłoby być na niego złą. Pogładziłam szybko wolne miejsce obok mnie dając mu do zrozumienia aby je zajął. Uśmiechnął się i podszedł do biurka. Zdjął kurtkę i zabrał ze sobą lody. Odsunęłam kołdrę nieśmiało go zapraszając. Zrobił jak chciałam i wręczył mi łyżeczkę. Lody rzeczywiście były takie jak lubiłam.
-Co dziś robiłeś?- oboje skupieni byliśmy na konsumowaniu.
-Musiałem spotkać się z kumplem- spojrzałam na niego pytającym wzrokiem a on uśmiechnął się i zaczął wyjaśniać. - miałem pomagać dziś w przygotowaniach, ale nikt nie miał nic przeciwko.
-W jakiś przygotowaniach?- nic mi nie wspominał.
-Do Balu. W sobotę. Pójdziesz ze mną?- aaa, zakończenie szkoły. Poczułam się, że zawalił przeze mnie.
-Naprawdę wolałem siedzieć tutaj teraz z Tobą, niż siedzieć tam i zastanawiać się jak się czujesz. - odpowiedział na moje nie wypowiedziane pytanie. - Chciałabyś wybrać się tam ze mną?- spojrzał nie pewnym wzrokiem, ale gdy uśmiechnęłam się, na jego twarzy zauważyć można było ulgę.
-Z największą przyjemnością.
-Ktoś z twoich bliskich będzie?
-Tak. Rodzice.
-Obydwoje?- Justin odłożył swoją łyżeczkę na szafce obok mojego łóżka. Podałam mu pudełko, aby i to odstawił. Chciałam go posłuchać. Położył się bokiem do mnie oparty na prawym łokciu a ja wtuliłam się w poduszkę odwracając się do niego.
-Zjawią się w sobotę, ale zatrzymają w hotelu. Następnego dnia chcieli zjeść wspólny obiad. Mam nadzieję, że będziesz mi towarzyszyć. Jazzy i Jaxon także będą.
-Łatwiej byłoby gdyby tak było zawsze. Uwielbiałam wspólne posiłki z rodzicami, ale stało się jak się stało.- tata wybrał inne życie, Trudno, nie chcę się teraz rozczulać.- Dlaczego Twój tata postanowił wyjechać?
-Tata ma dwie firmy. Jedną w Londynie, drugą w Los Angeles.- Właśnie tam gdzie mieszkałam wcześniej, jaki świat jest mały. - Właśnie tam teraz mieszka. Chciał zabrać mnie ze sobą, ale ja nie chciałem zaczynać nowego życia. Zżyłem się z Leonem, no i Molly. Sam tak wybrałem. Ale widujemy się często, jak to tylko możliwe. wiec nie mam mu tego za złe. To jego świat, nie mój. Ostatnio zaczął chyba się interesować jeszcze czymś, ale nie wiem.
-Jesteś bogaty?- to pytanie pojawiło się nie chciane. To było dziwne. Uśmiechnął się. Ale dopiero teraz zauważyłam, ze zegarek, który ma na ręku lub samochód i restauracja do której mnie zabrał nie były tanie.
-Tata chce mi jakoś to wynagrodzić, chodź nie ma czego wynagradzać.
-A co z Londynem?
- Tata chce, abym to ja przejął tam firmę. Po skończeniu szkoły tutaj.- Zamurowało mnie. O nie. I co teraz?
-Ale nie zamierzam zostawiać tutaj tego wszystkiego. - Jego głębokie spojrzenie pozwoliło pomyśleć mi, że chodzi nie tylko o Leona i Molly, ale także i o mnie.
-Musi być tam pięknie.- Nigdy tam nie byłam, ale zawsze o tym marzyłam.
-Byłaś kiedyś w Londynie?
-Nie. Tak w ogóle to mało co zwiedziłam.
-Więc trzeba Cię tam kiedyś zabrać.- Uśmiechnęłam się, ale chciałam już zmienić temat. Nie tylko dlatego, że dziwnie się poczułam, ale chciałam się dowiedzieć także wielu inny rzeczy.
-Dlaczego wybrałeś akurat ściganie się? Dlaczego to robisz?
-Lubię to.
-A czy zdajesz sobie sprawę jakie to nie bezpieczne? Czy twój tata wie, że to robisz?- uśmiechnął się. chyba go śmieszę.
-Nie, nie wie.
-OO, w takim razie może powinnam go o tym poinformować- zadziornie się uśmiechnęła a on już dobrze wiedział, że chodzi mi o dzisiejszą sytuacje z moją mamą. - Ja też martwię się o Ciebie.- dodałam nieco już poważniej.
-Naprawdę?- spoważniał, ale nadal jego kąciki się unosiły.
- Co w tym dziwnego?- w odpowiedzi położył leniwie dłoń na moim policzku przejeżdżając kciukiem po mojej dolnej wardze.
-Zamieszałaś trochę w moim życiu- spojrzałam na niego z większymi oczami. Postanowił szybko to sprostować.
-Chodzi o to, że pojawiłaś się tak nieoczekiwanie, a ja poddałem się twojemu urokowi.Tak nagle, po prostu, i już. Szkoda, że nie dane mi było poznać Cię wcześniej.
-Zrób to- tak bardzo chciałam poczuć jego wargi na moich. Uśmiechnął się zdezorientowany, ale już wiedział o co chodzi. Pocałował mnie wolno a ja wplątałam dłoń w jego włosy. Wtedy nasz pocałunek stał się szybszy, intensywniejszy i namiętniejszy. Głęboko wciągałam powietrze i wypuszczałam. On jest taki kochany. I on także namieszał mi w życiu, reaguje tak samo. To aż dziwne, że można zakochiwać się tak szybko. I tak mocno. Odsunął lekko twarz i oboje próbowaliśmy zapanować nad naszymi oddechami. Potarł swoim nosem o mój i pocałował w czoło mocno przytulając. Zamknęłam oczy. Czułam się tak fajnie.
-Zmęczona?
-Wyczerpujący dzień. Ale zostań jeszcze trochę, proszę- podniosłam głowę by spojrzeć na jego piękną twarz.
-Nigdzie się nie wybieram..- jeszcze raz pocałował mnie w czoło i wstał by zgasić światło. zgasił także telewizor i paliła się tylko nocna lampka. Wrócił na swoje miejsce i przytulił mnie ramieniem a ja wtuliłam się w tego klatkę piersiową.
-Spróbuj zasnąć.- Leżeliśmy już dłuższą chwilę w ciszy, ale wiedziałam, ze nie zasnął, pewnie i tak planował wrócić do domu, a ja nie chciałam się z nim rozstawać dopóki nie zasnę.
-O czym rozmawiałeś z Lilly? W szpitalu.- wziął głęboki oddech. Chwila ciszy, ale odpowiedział.
-Chciałem, żeby dała Tobie spokój. Nie powinna była tego robić, to jej wina, że teraz tutaj leżysz z obolałą nogą.
-Ale gdyby nie ona, nie było by Cię tu teraz ze mną.- Zamilknął na chwilę, zaskoczyłam go tym, no i mam racje.
-To prawda. Ale gdyby wiedziała, pewnie trzymała by się od Ciebie z daleka.- Wiedziałam, że się teraz uśmiecha, ja też się uśmiechnęłam.
-Skąd wiedziałeś?- tak nagle wparował do gabinetu pielęgniarki? Skąd się tam wziął?
-Nick mi powiedział. Śpij już.
-Zostaniesz jeszcze?
-Tak, ale śpij.
-Dobranoc
-Dobranoc

__________________________________________________________________________